Annabell
pospiesznie spakowała swoje rzeczy, czując narastającą w niej
złość. Nie mogła uwierzyć, że Harry tak po prostu wyrzucił ją
na ulicę. Nie zrobiła przecież nic złego, przynajmniej tak
twierdziła. Z jednej strony była na siebie wściekła za to, że
nie potrafiła zdobyć zaufania chłopaków, w szczególności Zayna.
Mimo wszystko, blondynka nie zamierzała się poddawać i rezygnować
z tak wspaniałej okazji, jaką zaoferował jej los.
Zeszła
na parter, nie żegnając się z Niallem, Louisem i Liamem, którzy i
tak nie zwracali na nią większej uwagi. Przed domem czekał Harry,
jednak Annabell postanowiła nie przyjmować jego pomocy. Chciała za
wszelką cenę udowodnić, że sama potrafiła zająć się własnymi
sprawami. Stanęła obok kuzyna z zamiarem poinformowania go o swoich
zamiarach, zauważając, że Styles rozmawiał z kimś przez telefon.
Gdy tylko zobaczył blondynkę, odwrócł się na pięcie i odszedł
kilka kroków.
- Nie
martw się, dobrze? - usłyszała Annabell z ust Harry'ego. - Nie
mogę zjawić się natychmiast, zawożę Ann w inne miejsce. Ale
zaraz powiem o wszystkim chłopakom. Nie? Tylko Louis? W porządku.
Do zobaczenia – powiedział pospiesznie, rozłączając się.
Obrócił
się z powrotem i dopiero teraz dziewczyna mogła dostrzec wyraźne
przerażenie na twarzy kuzyna oraz migocące kropelki łez, które
zbierały się w jego źrenicach. Styles zauważył spojrzenie
blondynki, dlatego czym prędzej przetarł oczy, podchodząc bliżej.
-
Jesteś gotowa? - zapytał obojętnie, nie chcąc po sobie niczego
zdradzać. - Pospieszmy się.
- Coś
się stało? - Annabell miała nadzieję wyciągnąć jakieś
informacje, wykorzystując obecny stan kuzyna, który niestety wciąż
milczał. - Harry, wiesz, że możesz mi powiedzieć, cokolwiek to
jest.
-
Wszystko w porządku, to nic takiego – skłamał, patrząc prosto w
oczy blondynce. Nie darowałby sobie, gdyby zdradził jej to, czego
przed chwilą się dowiedział. Dziewczyna natychmiast wywołałaby
niepotrzebne zamieszanie, którego teraz każdy próbował uniknąć.
- Zawiozę cię do hotelu.
- Nie
potrzebuję twojej pomocy – niemal syknęła przez zaciśnięte
zęby. - Doskonale dam sobie radę sama. Czuję, że prędko się
spotkamy, Harry.
Po
tych słowach Annabell ruszyła przed siebie, ciągnąc dwie walizki
na kółkach. W pierwszej chwili brunet chciał do niej podbiec,
zabrać bagaż i posadzić w samochodzie, jednak po dłuższym
zastanowieniu zdał sobie sprawę, że nie warto. Bał się, że w
przypływie emocji mógłby powiedzieć coś, czego potem na pewno by
żałował. A teraz najważniejszy był przecież jego przyjaciel.
Zayn
siedział przed salą operacyjną ze schowaną twarzą w dłoniach.
Obok niego nerwowo przechadzali się rodzice Madeline. Czas ponownie
stanął w miejscu, zupełnie jak kilka tygodni temu tuż po
wypadku. Brunet czuł, że dłużej nie wytrzyma życia w takim
stresie. Jednego dnia wszystko było dobrze, pojawiały się coraz
większe nadzieje, drugiego zaś ginął po nich ślad. Malik myślał
o przeniesieniu narzeczonej do innej kliniki, nawet do innego kraju,
ale póki co musiał wstrzymać się z decyzją. Ostatnie słowo
należało do rodziców dziewczyny, poza tym, nikt nie zgodziłby się
na przeniesienie Madeline w tym stanie.
Mulat
wstał z miejsca, opierając się głową przodem do ściany.
Dlaczego miał być silny, jak miał tego dokonać? Od kilkunastu dni nic się nie zmieniało, wszystko znacznie się pogorszyło, a on nic
nie mógł z tym zrobić, chociaż tak bardzo chciał. Mimowolnie z
jego oczu polały się łzy, których nie miał ochoty zatrzymywać.
Nie starał się pokazywać wszystkim dookoła swojej wielkiej siły,
która była tylko wspaniałym wyobrażeniem. W końcu przestał
udawać i pozwolił, by uczucie zawładnęły jego ciałem. Nie mógł
znieść myśli, że za ścianą Madeline po raz kolejny walczyła o
życie. W duchu prosił tylko o to, żeby się nie poddawała. Czekał
tutaj na nią i nie chciał, aby najczarniejszy scenariusz zaczął
się realizować.
-
Zayn, twoim przyjaciele tutaj są – chłopak poczuł delikatny
uścisk na swoim ramieniu, po czym lekko przetarł zapłakane oczy,
których nie wstydził się już pokazywać.
-
Pójdziemy z mężem po kawę, operacja potrwa jeszcze sporo czasu.
Masz ochotę? Przyniosę.
-
Dziękuję – Zayn chwycił na moment dłonie kobiety, patrząc jej
prosto w oczy. Po kilkunastu sekundach oddalił się w stronę
Harry'ego, którego zobaczył jako pierwszego.
Zza
rogu wyłonili się pozostali, których miny wskazywały na to, że o
wszystkim wiedzieli. Malik nie czuł złości, wręcz przeciwnie –
był wdzięczny, że w takich chwilach miał przy sobie najlepszych
przyjaciół.
-
Pomyślałem, że razem ze wszystkimi będzie ci lepiej – odezwał
się Louis, poklepując chłopaka po ramieniu. - Jeśli chcesz możemy
sobie iść.
-
Nie, zostańcie – poprosił, spoczywając na najbliżej położonym
krześle. - Potrzebuję was, bo nie wiem, jakich wieści spodziewać
się za parę godzin. Po prostu wszystko się chrzani, a ja nic nie
mogę zrobić. Nic.
- Co
się właściwie wydarzyło? - spytał ostrożnie Harry, nie chcąc
wzbudził w przyjacielu gniewu. - Przez telefon niewiele
powiedziałeś.
- Nie
wiem – odparł po chwili namysłu. - Nie było czasu na żadne
wyjaśnienia, bo wszystko działo się tak szybko. Przyszedłem
tutaj, żeby się uspokoić. Posiedziałem przy niej kilka minut, gdy
nagle z aparatury zaczął się wydobywać ciągły głos zatrzymania
akcji serca. Od razu przyszli lekarze i próbowali ją ratować tymi
wstrząsami – Zayn westchnął ciężko, a pozostała czwórka
wciąż milczała. - Potem od razu wzięli ją na salę operacyjną.
Lekarz zdążył jedynie powiedzieć, że Mady jest w krytycznym
stanie, że nastąpił jakiś krwotok wewnętrzny, nie wiem, nie znam
się na tym. Ale zabieg był konieczny.
Brunet
poczuł ulgę, zwierzając się przyjaciołom. Nie miał tutaj
nikogo, z kim mógłby porozmawiać o stanie zdrowia Madeline,
jedynie państwo Hayes czasem do niego zagadywali. Poza tym, był
zupełnie sam. Dokładnie tak samo jak Madeline. Jej dawni znajomi
pojawili się w szpitalu tylko raz, w dzień wypadku. Przez ten cały czas żadne z nich nie postawiło więcej nogi w tym miejscu.
Zajęli się swoimi sprawami, przestając czekać na powrót
dziewczyny. Było to przykre, ale prawdziwe. Z tego powodu Malik czym
prędzej odrzucał myśli o ucieczce czy porzuceniu – Madeline
miała tylko jego, a on tylko ją. Był pewien, że nic innego nie
będzie się już więcej liczyło.
Po
kilku godzinach ciężkiej pracy chirurgów, Madeline leżała z
powrotem w swojej sali. Wszyscy opuścili pokój, zostawiając przy
niej tylko Zayna, który potrzebował jej teraz bardziej niż
kogokolwiek innego. Usiadł na łóżku, chwytając dłoń
dziewczyny. Ciągle wpatrywał się w jej niezmienioną twarz, mając
nadzieję, że w pewnym momencie otworzy oczy. Z drugiej strony
zdawał sobie sprawę, że czekała ich jeszcze spora walka o zdrowie
Madeline. Jednak przy jej boku wszystko wydawało się takie proste.
Malik wierzył, że narzeczona któregoś dnia się obudzi i będą
mogli spełniać wspólne marzenia. Patrząc na jej delikatnie
zaróżowione usta, słyszał głośny śmiech, którym często go
obdarowywała. Spoglądając na zamknięte powieki, widział
przebiegłe, lecz urocze spojrzenie, dzięki któremu zdobywała
wszystko, na co miała ochotę. Zayn mimowolnie uśmiechnął się,
przywołując te wspomnienia. W końcu był pełen wiary i nadziei,
których potrzebował od wielu dni.
-
Kocham cię – powiedział na głos, delikatnie muskając usta
Madeline. Wyszedł ze szpitalnej sali z większym spokojem niż
zawsze i przede wszystkim z uśmiechem na twarzy.
Udał
się w głąb korytarza, gdzie zauważył rodziców dziewczyny oraz
swoich przyjaciół, kończących rozmowę z lekarzem prowadzącym.
Od razu wyczuł, że coś było nie tak, ponieważ każde z nich
miało zatroskaną minę i spoglądało na Malika z obawą w oczach.
Harry postanowił, że o wszystkim powie Zaynowi, lecz nie zdawał
sobie sprawy, że będzie to takie trudne. Malik po raz pierwszy od
bardzo dawna szczerze się uśmiechał. Dlaczego jego szczęście nie
mogło trwać odrobinę dłużej?
-
Harry, coś nie tak? Kolejna operacja? - dopytywał się
zniecierpliwiony brunet.
- Nie
– powiedział Styles łamiącym się głosem. - Lekarz dostał
wyniki tych najnowszych testów, które robią co jakiś czas. Udało
się zapobiec tragedii, ale krwotok spowodował kolejne zmiany w
mózgu. Te prognozy nigdy wcześniej nie były tak złe. Zayn,
Madeline się nie obudzi.
Dwudziestolatek
nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Wiadomość, którą
przekazał Harry, złamała mu serce. Tym razem bezpowrotnie. Stał w
miejscu, nie mogąc wykonać ruchu. W jego oczach powoli zaczęły
się zbierać łzy, by po chwili mogły swobodnie spłynąć po
policzkach. Zayn rozejrzał się po wszystkich dookoła, wyczytując
z ich twarzy jedynie współczucie. Chciał za wszelką cenę
wyłączyć uczucia, których dłużej nie mógł tolerować.
Przeniósł wzrok na część korytarza, w której wcześniej zniknął
lekarz i zauważył stojącą w kącie Annabell. Miała łzy w oczach
i wolnym krokiem zbliżała się w stronę chłopaka.
- Co
ty tutaj robisz? - zapytał oburzony Harry, jednak blondynka
całkowicie zignorowała jego pytanie.
Malika
również nie obchodził powód, dla którego dziewczyna się tutaj
znalazła. Był świadomy tylko bólu, który rozprzestrzeniał się
po całym ciele. Jego serce zamarło, lecz przed tym poczuł jak
Annabell z całej siły rzuca się na niego, mocno obejmując.
Odwzajemnił uścisk, a już po chwili przestał czuć.
*~*
Wracam po tak ogromnej przerwie. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i nie zawiodłam Was tym rozdziałem. Kolejny powinien pojawić się w ciągu najbliższych 10 dni, tak myślę. Chciałabym Was również gorąco zaprosić tutaj {mistyfikacje-uczuc}, gdzie rozdziały na pewno będą pojawiały się regularnie, gdyż ta historia jest w całości skończona. Poza tym, założyłam twittera Tess. więc jeśli posiadacie, to piszcie, obserwujcie, również dodam Was do obserwowanych. Dziękuję za wsparcie i za to, że ktoś jeszcze tutaj zaglądał i cierpliwie czekał. Do następnego. <3
O boże. Chyba płaczę... Jak to się nie obudzi?! Nie, nie, nie! Ona ma otworzyć oczy, ścisnąć dłoń Zayna i uśmiechnąć się do niego! Annabell mnie tak wku... rza, ze normalnie UGH! Jak tak można?!? Ona jest, jest... Wykrozystuje to, że Madeline leży w szpitalu. Mam wrażenie że jest okrutna i wcale nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji!
OdpowiedzUsuńRany, ale Twoje opowiadanie na mnie działa... uf... Muszę się uspokoić.
Zniecierpliwiona czekam na nowy rozdział i dziękuję za komentarz u mnie.
Pozdrawiam! ♥
Ja po prostu... Po prostu nie wiem, co mam powiedzieć. Kiedy zaczynałam czytać ten rozdział, miałam nadzieję. Z całego serca pragnęłam, żeby już w końcu wszystko się ułożyło. I nagle... BUM! tak jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w brzuch. To niemożliwe, że Madeline się nie obudzi. Nie. Nie. Po prostu nie. Ja nie mam zamiaru w to wierzyć. Nie wiem, jakie masz plany, ale w to przenigdy nie uwierzę. Po prostu nie, okej? Boże, ale Zayn musi cierpieć. Aż nawet mnie to boli.
OdpowiedzUsuńAnnabell to najbardziej wkurzająca osoba, jaka istnieje, ale tak szczerze? To doskonale ją rozumiem. Chyba nikt nie chciałby się poddać, gdyby chodziło o Zayna. Faktem jednak jest, że zdecydowanie przesadza. I w końcu któreś z nich będzie nieźle z tego powodu cierpieć. Jak by i tak już było za mało problemów.
Jak już mówiłam, bardzo się cieszę, że wrocilaś. Jak zwykle twój styl powala na kolana i jedyne, co mi pozostaje to życzyć ci dużo, dużo weny.
Pozdrawiam x
{all--coming-back}