sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 7

Annabell pospiesznie spakowała swoje rzeczy, czując narastającą w niej złość. Nie mogła uwierzyć, że Harry tak po prostu wyrzucił ją na ulicę. Nie zrobiła przecież nic złego, przynajmniej tak twierdziła. Z jednej strony była na siebie wściekła za to, że nie potrafiła zdobyć zaufania chłopaków, w szczególności Zayna. Mimo wszystko, blondynka nie zamierzała się poddawać i rezygnować z tak wspaniałej okazji, jaką zaoferował jej los.
Zeszła na parter, nie żegnając się z Niallem, Louisem i Liamem, którzy i tak nie zwracali na nią większej uwagi. Przed domem czekał Harry, jednak Annabell postanowiła nie przyjmować jego pomocy. Chciała za wszelką cenę udowodnić, że sama potrafiła zająć się własnymi sprawami. Stanęła obok kuzyna z zamiarem poinformowania go o swoich zamiarach, zauważając, że Styles rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy tylko zobaczył blondynkę, odwrócł się na pięcie i odszedł kilka kroków.
- Nie martw się, dobrze? - usłyszała Annabell z ust Harry'ego. - Nie mogę zjawić się natychmiast, zawożę Ann w inne miejsce. Ale zaraz powiem o wszystkim chłopakom. Nie? Tylko Louis? W porządku. Do zobaczenia – powiedział pospiesznie, rozłączając się.
Obrócił się z powrotem i dopiero teraz dziewczyna mogła dostrzec wyraźne przerażenie na twarzy kuzyna oraz migocące kropelki łez, które zbierały się w jego źrenicach. Styles zauważył spojrzenie blondynki, dlatego czym prędzej przetarł oczy, podchodząc bliżej.
- Jesteś gotowa? - zapytał obojętnie, nie chcąc po sobie niczego zdradzać. - Pospieszmy się.
- Coś się stało? - Annabell miała nadzieję wyciągnąć jakieś informacje, wykorzystując obecny stan kuzyna, który niestety wciąż milczał. - Harry, wiesz, że możesz mi powiedzieć, cokolwiek to jest.
- Wszystko w porządku, to nic takiego – skłamał, patrząc prosto w oczy blondynce. Nie darowałby sobie, gdyby zdradził jej to, czego przed chwilą się dowiedział. Dziewczyna natychmiast wywołałaby niepotrzebne zamieszanie, którego teraz każdy próbował uniknąć. - Zawiozę cię do hotelu.
- Nie potrzebuję twojej pomocy – niemal syknęła przez zaciśnięte zęby. - Doskonale dam sobie radę sama. Czuję, że prędko się spotkamy, Harry.
Po tych słowach Annabell ruszyła przed siebie, ciągnąc dwie walizki na kółkach. W pierwszej chwili brunet chciał do niej podbiec, zabrać bagaż i posadzić w samochodzie, jednak po dłuższym zastanowieniu zdał sobie sprawę, że nie warto. Bał się, że w przypływie emocji mógłby powiedzieć coś, czego potem na pewno by żałował. A teraz najważniejszy był przecież jego przyjaciel.

Zayn siedział przed salą operacyjną ze schowaną twarzą w dłoniach. Obok niego nerwowo przechadzali się rodzice Madeline. Czas ponownie stanął w miejscu, zupełnie jak kilka tygodni temu tuż po wypadku. Brunet czuł, że dłużej nie wytrzyma życia w takim stresie. Jednego dnia wszystko było dobrze, pojawiały się coraz większe nadzieje, drugiego zaś ginął po nich ślad. Malik myślał o przeniesieniu narzeczonej do innej kliniki, nawet do innego kraju, ale póki co musiał wstrzymać się z decyzją. Ostatnie słowo należało do rodziców dziewczyny, poza tym, nikt nie zgodziłby się na przeniesienie Madeline w tym stanie.
Mulat wstał z miejsca, opierając się głową przodem do ściany. Dlaczego miał być silny, jak miał tego dokonać? Od kilkunastu dni nic się nie zmieniało, wszystko znacznie się pogorszyło, a on nic nie mógł z tym zrobić, chociaż tak bardzo chciał. Mimowolnie z jego oczu polały się łzy, których nie miał ochoty zatrzymywać. Nie starał się pokazywać wszystkim dookoła swojej wielkiej siły, która była tylko wspaniałym wyobrażeniem. W końcu przestał udawać i pozwolił, by uczucie zawładnęły jego ciałem. Nie mógł znieść myśli, że za ścianą Madeline po raz kolejny walczyła o życie. W duchu prosił tylko o to, żeby się nie poddawała. Czekał tutaj na nią i nie chciał, aby najczarniejszy scenariusz zaczął się realizować.
- Zayn, twoim przyjaciele tutaj są – chłopak poczuł delikatny uścisk na swoim ramieniu, po czym lekko przetarł zapłakane oczy, których nie wstydził się już pokazywać.
- Pójdziemy z mężem po kawę, operacja potrwa jeszcze sporo czasu. Masz ochotę? Przyniosę.
- Dziękuję – Zayn chwycił na moment dłonie kobiety, patrząc jej prosto w oczy. Po kilkunastu sekundach oddalił się w stronę Harry'ego, którego zobaczył jako pierwszego.
Zza rogu wyłonili się pozostali, których miny wskazywały na to, że o wszystkim wiedzieli. Malik nie czuł złości, wręcz przeciwnie – był wdzięczny, że w takich chwilach miał przy sobie najlepszych przyjaciół.
- Pomyślałem, że razem ze wszystkimi będzie ci lepiej – odezwał się Louis, poklepując chłopaka po ramieniu. - Jeśli chcesz możemy sobie iść.
- Nie, zostańcie – poprosił, spoczywając na najbliżej położonym krześle. - Potrzebuję was, bo nie wiem, jakich wieści spodziewać się za parę godzin. Po prostu wszystko się chrzani, a ja nic nie mogę zrobić. Nic.
- Co się właściwie wydarzyło? - spytał ostrożnie Harry, nie chcąc wzbudził w przyjacielu gniewu. - Przez telefon niewiele powiedziałeś.
- Nie wiem – odparł po chwili namysłu. - Nie było czasu na żadne wyjaśnienia, bo wszystko działo się tak szybko. Przyszedłem tutaj, żeby się uspokoić. Posiedziałem przy niej kilka minut, gdy nagle z aparatury zaczął się wydobywać ciągły głos zatrzymania akcji serca. Od razu przyszli lekarze i próbowali ją ratować tymi wstrząsami – Zayn westchnął ciężko, a pozostała czwórka wciąż milczała. - Potem od razu wzięli ją na salę operacyjną. Lekarz zdążył jedynie powiedzieć, że Mady jest w krytycznym stanie, że nastąpił jakiś krwotok wewnętrzny, nie wiem, nie znam się na tym. Ale zabieg był konieczny.
Brunet poczuł ulgę, zwierzając się przyjaciołom. Nie miał tutaj nikogo, z kim mógłby porozmawiać o stanie zdrowia Madeline, jedynie państwo Hayes czasem do niego zagadywali. Poza tym, był zupełnie sam. Dokładnie tak samo jak Madeline. Jej dawni znajomi pojawili się w szpitalu tylko raz, w dzień wypadku. Przez ten cały czas żadne z nich nie postawiło więcej nogi w tym miejscu. Zajęli się swoimi sprawami, przestając czekać na powrót dziewczyny. Było to przykre, ale prawdziwe. Z tego powodu Malik czym prędzej odrzucał myśli o ucieczce czy porzuceniu – Madeline miała tylko jego, a on tylko ją. Był pewien, że nic innego nie będzie się już więcej liczyło.
Po kilku godzinach ciężkiej pracy chirurgów, Madeline leżała z powrotem w swojej sali. Wszyscy opuścili pokój, zostawiając przy niej tylko Zayna, który potrzebował jej teraz bardziej niż kogokolwiek innego. Usiadł na łóżku, chwytając dłoń dziewczyny. Ciągle wpatrywał się w jej niezmienioną twarz, mając nadzieję, że w pewnym momencie otworzy oczy. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że czekała ich jeszcze spora walka o zdrowie Madeline. Jednak przy jej boku wszystko wydawało się takie proste. Malik wierzył, że narzeczona któregoś dnia się obudzi i będą mogli spełniać wspólne marzenia. Patrząc na jej delikatnie zaróżowione usta, słyszał głośny śmiech, którym często go obdarowywała. Spoglądając na zamknięte powieki, widział przebiegłe, lecz urocze spojrzenie, dzięki któremu zdobywała wszystko, na co miała ochotę. Zayn mimowolnie uśmiechnął się, przywołując te wspomnienia. W końcu był pełen wiary i nadziei, których potrzebował od wielu dni.
- Kocham cię – powiedział na głos, delikatnie muskając usta Madeline. Wyszedł ze szpitalnej sali z większym spokojem niż zawsze i przede wszystkim z uśmiechem na twarzy.
Udał się w głąb korytarza, gdzie zauważył rodziców dziewczyny oraz swoich przyjaciół, kończących rozmowę z lekarzem prowadzącym. Od razu wyczuł, że coś było nie tak, ponieważ każde z nich miało zatroskaną minę i spoglądało na Malika z obawą w oczach. Harry postanowił, że o wszystkim powie Zaynowi, lecz nie zdawał sobie sprawy, że będzie to takie trudne. Malik po raz pierwszy od bardzo dawna szczerze się uśmiechał. Dlaczego jego szczęście nie mogło trwać odrobinę dłużej?
- Harry, coś nie tak? Kolejna operacja? - dopytywał się zniecierpliwiony brunet.
- Nie – powiedział Styles łamiącym się głosem. - Lekarz dostał wyniki tych najnowszych testów, które robią co jakiś czas. Udało się zapobiec tragedii, ale krwotok spowodował kolejne zmiany w mózgu. Te prognozy nigdy wcześniej nie były tak złe. Zayn, Madeline się nie obudzi.
Dwudziestolatek nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Wiadomość, którą przekazał Harry, złamała mu serce. Tym razem bezpowrotnie. Stał w miejscu, nie mogąc wykonać ruchu. W jego oczach powoli zaczęły się zbierać łzy, by po chwili mogły swobodnie spłynąć po policzkach. Zayn rozejrzał się po wszystkich dookoła, wyczytując z ich twarzy jedynie współczucie. Chciał za wszelką cenę wyłączyć uczucia, których dłużej nie mógł tolerować. Przeniósł wzrok na część korytarza, w której wcześniej zniknął lekarz i zauważył stojącą w kącie Annabell. Miała łzy w oczach i wolnym krokiem zbliżała się w stronę chłopaka.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał oburzony Harry, jednak blondynka całkowicie zignorowała jego pytanie.
Malika również nie obchodził powód, dla którego dziewczyna się tutaj znalazła. Był świadomy tylko bólu, który rozprzestrzeniał się po całym ciele. Jego serce zamarło, lecz przed tym poczuł jak Annabell z całej siły rzuca się na niego, mocno obejmując. Odwzajemnił uścisk, a już po chwili przestał czuć.

*~*
Wracam po tak ogromnej przerwie. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i nie zawiodłam Was tym rozdziałem. Kolejny powinien pojawić się w ciągu najbliższych 10 dni, tak myślę. Chciałabym Was również gorąco zaprosić tutaj {mistyfikacje-uczuc}, gdzie rozdziały na pewno będą pojawiały się regularnie, gdyż ta historia jest w całości skończona. Poza tym, założyłam twittera Tess. więc jeśli posiadacie, to piszcie, obserwujcie, również dodam Was do obserwowanych. Dziękuję za wsparcie i za to, że ktoś jeszcze tutaj zaglądał i cierpliwie czekał. Do następnego. <3 
  

2 komentarze:

  1. O boże. Chyba płaczę... Jak to się nie obudzi?! Nie, nie, nie! Ona ma otworzyć oczy, ścisnąć dłoń Zayna i uśmiechnąć się do niego! Annabell mnie tak wku... rza, ze normalnie UGH! Jak tak można?!? Ona jest, jest... Wykrozystuje to, że Madeline leży w szpitalu. Mam wrażenie że jest okrutna i wcale nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji!
    Rany, ale Twoje opowiadanie na mnie działa... uf... Muszę się uspokoić.
    Zniecierpliwiona czekam na nowy rozdział i dziękuję za komentarz u mnie.
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja po prostu... Po prostu nie wiem, co mam powiedzieć. Kiedy zaczynałam czytać ten rozdział, miałam nadzieję. Z całego serca pragnęłam, żeby już w końcu wszystko się ułożyło. I nagle... BUM! tak jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w brzuch. To niemożliwe, że Madeline się nie obudzi. Nie. Nie. Po prostu nie. Ja nie mam zamiaru w to wierzyć. Nie wiem, jakie masz plany, ale w to przenigdy nie uwierzę. Po prostu nie, okej? Boże, ale Zayn musi cierpieć. Aż nawet mnie to boli.
    Annabell to najbardziej wkurzająca osoba, jaka istnieje, ale tak szczerze? To doskonale ją rozumiem. Chyba nikt nie chciałby się poddać, gdyby chodziło o Zayna. Faktem jednak jest, że zdecydowanie przesadza. I w końcu któreś z nich będzie nieźle z tego powodu cierpieć. Jak by i tak już było za mało problemów.
    Jak już mówiłam, bardzo się cieszę, że wrocilaś. Jak zwykle twój styl powala na kolana i jedyne, co mi pozostaje to życzyć ci dużo, dużo weny.
    Pozdrawiam x

    {all--coming-back}

    OdpowiedzUsuń